Nic nie rozumiesz, mon cher
Moje wiersze nigdy nie będą taplać się
w błocie, trzaskać po pyskach albo kwilić,
kiedy w pieluchach zbyt mokro.
Mam wybór – zostać psem bez ogrodnika
albo rozhustać gałęzie. I niech się łamią pod ciężarem
grzechów poczynionych na garbatych słowach.
To, co przemycam, jest ściśle uwarunkowane.
I nie miłością, o której pisać potrafią tylko prawdziwe ręce.
Moje znaczą zaledwie ślad.
Nie pytaj więc o kawałek podłogi, kiedy rodzę.
Przecież jestem, w każdym twoim głodzie